niedziela, 2 lipca 2017

Jak tanio zwiedzać świat?

Jak tanio zwiedzać świat?





Odkąd pamiętam miałam wielką ochotę zwiedzać świat, niestety moje finanse rzadko na to pozwalały. Mogłam jedynie podziwiać miejsca, które chciałam zwiedzić, na ekranie komputera i dopisywać je do mojej listy. Niedawno natknęłam się na strony i porady, dzięki którym może to się zmienić. Dlatego dzisiaj przychodzę do Was z notką na temat jak podróżować po świecie, nawet kiedy chcesz płakać widząc stan swojego konta bankowego!

Może zaczniemy od podstaw, czyli:

1. Jeśli zamierzacie podróżować samolotem, to wybierajcie tanie linie lotnicze jak np. Ryanair czy Wizzair, które oferują bilety o niewygórowanych cenach. Minusem jest fakt, że lotniska, na których lądują, nie zawsze znajdują się w centrum miasta. Jednak za pomocą autobusów i pociągów, spokojnie możemy się do niego dostać. Z własnego doświadczenia wiem, że bilety najlepiej zamawiać z dość dużym wyprzedzeniem (szczególnie jeśli ma to być w okolicy świąt Bożego Narodzenia), lub gdy zostaje jedno bądź dwa ostatnie miejsca, wtedy można załapać się na przystępne ceny.

2. W znalezieniu tanich lotów mogą Wam pomóc takie strony jak skyscanner i cheapoair! Wystarczy, że wpiszecie miejsce wylotu i cel waszej podróży, dni w które planujecie wylot, a te strony wyszukają Wam najtańsze loty.

3. Planując podróże i wyszukując lotów, pamiętajcie, żeby używać przeglądarki w trybie incognito. Jeśli tego nie zrobicie, strony linii lotniczych będą miały dostęp do informacji, że poszukujecie lotu w dane miejsce i ceny biletów automatycznie wzrosną.

4. Tak jak w Polsce mamy Polskiego Busa, tak w innych krajach również można znaleźć tanie autobusy. W Anglii, zarówno jak w kilku innych Europejskich krajach, działa coś takiego jak MegaBus. Można nim dostać się za dosłownie grosze w wiele ciekawych miejsc. Przykładowo, podróż z Londynu do Cardiff to zaledwie 12 funtów w dwie strony.

5. Jeśli nie chcecie przepłacać za pokój w hotelu, jest wiele innych, tańszych opcji np. hostele. Ostatnio odkryłam też coś takiego jak airbnb. Dzięki tej aplikacji/ stronie możecie wynająć miejsce w pokoju, pokój, apartament, a nawet dom w wybranym miejscu na świecie. Widziałam tam nawet ofertę wynajmu pięknego domku na drzewie, więc zdecydowanie jestem na tak! Dodatkowo istnieje też coś takiego jak couchsurfing, gdzie często za darmo możecie wynająć u kogoś kanapę, a nawet wolny pokój.

6. Jeśli chcecie dobrze poznać kulturę danego kraju, nauczyć się języka i nie macie nic przeciwko drobnym pracom w trakcie waszego podróżowania, to program workaway może być dla Was dobrą opcją. Za kilka godzin pracy dziennie, otrzymujecie jedzenie i zakwaterowanie od rodziny, bądź organizacji, która Was gości.

7. Jeśli jesteście uczniami, to koniecznie zaaplikujcie o międzynarodową kartę studencką. Dzięki temu będziecie mieli dostęp do wielu zniżek na całym świecie, czy to jeśli chodzi o transport, jedzenie czy ubrania.


Mam nadzieję, że te informacje pozwolą Wam na planowanie podróży, bez większego martwienia się o to, że zbankrutujecie! Sama z pewnością z nich skorzystam i już planuje następne wycieczki!







czwartek, 15 czerwca 2017

Podsumowanie - mój pierwszy rok na studiach!

Podsumowanie - mój pierwszy rok na studiach!
Jak już może niektórzy wiedzą, kilka tygodni temu skończyłam mój pierwszy rok na studiach. Z tego powodu postanowiłam napisać podsumowanie i jak to wszystko wyglądało.




Studiuje Music & Live Events Management w Buck New University w High Wycombe. Kierunek ma nas przygotować do prac w sektorze muzycznym, czy to przy zarządzaniu halami koncertowymi i festiwalami, będąc menadżerami artystów czy specjalistami od marketingu. Opcji mamy wiele, jako że nasze moduły pokrywają wiele dziedzin. W każdym semestrze mieliśmy po 4 z nich i były to:

1. The Music Industry Environment 
2. Principles of Music Marketing
3. Music Management Principles
4. It's Not All Rock'n'roll
5. Music Industry Issues
6. Music Cultures
7. License to Thrill
8. Diy approaches in the music bussines


Z prawie każdego modułu mieliśmy lectures (wykłady), które mieliśmy połączone z innymi kierunkami muzycznymi, trwające godzinę lub dwie, oraz seminars (zajęcia), które były już w mniejszych grupach i po godzinie. Na większości wykładów były wyświetlane i omawiane prezentacje, natomiast na zajęciach albo musieliśmy coś robić w grupach, albo prowadziliśmy dyskusje.

Na każdym roku mojego kierunku organizuje się jedno wydarzenie, na nas akurat przypadł Winterland, więc jak się możecie domyślić, zimowy event. Osobiście byłam przerażona faktem, że sami mamy go zorganizować. Oczywiście wykładowcy trochę nam pomagali, ale większość była w naszych rękach. Na początku zostaliśmy podzieleni na kilka grup: produkcyjna, logistyczna, marketing i talent, więc każdy miał swoje obowiązki. Musieliśmy zająć się przede wszystkim zorganizowaniem sceny, artystów, którzy wystąpią, atrakcjami takimi jak karuzele i lodowisko, promowaniem naszego wydarzenia, zebraniem wolontariuszy, sami musieliśmy wykonać wszystkie dekoracje oraz wiele, wiele innych. Ostatecznie, nasze wydarzenie okazało się sukcesem. Mieliśmy dużą publiczność, od której dostaliśmy wiele pochwał, więc wszyscy byliśmy z siebie zadowoleni i wreszcie mogliśmy odetchnąć z ulgą, po kilku miesiącach stresu. Poniżej zamieszczę kilka zdjęć, więc możecie zobaczyć jak to wszystko wyglądało!





Jeśli chodzi o zaliczenia, to w ciągu semestru nie ma tego dużo, za to, kiedy się kończy, na uniwersytecie jest kilka tygodni egzaminacyjnych i wtedy zaczyna się piekło. W pierwszym semestrze miałam takie zaliczenia jak: esej, egzamin pisemny, grupowa prezentacja wraz z raportem oraz wywiad, do którego wcześniej dostaliśmy pytania i mieliśmy się przygotować. Odpowiadaliśmy na nie przed kamerą, co było dodatkowym stresem, ale skoro przeżyłam, to nie było tak źle! Natomiast w drugim semestrze miałam do napisania głównie eseje, czy to w domu, czy jako egzamin na sali, egzamin oraz plan dla artysty, który nie ma podpisanego kontraktu z żadną wytwórnią muzyczną.
Jak widać, dużą ilość z tych zaliczeń robimy w domu lub w grupach. Może dla niektórych brzmią strasznie oraz zniechęcająco i uwierzcie mi, ja też tak myślałam, ale teraz, gdy mam już je za sobą, to uważam, że nie miałam po co się tak bardzo stresować. Poza tym, pierwszy rok na studiach w Anglii do niczego się nie liczy, musimy go tylko zaliczyć. Drugi i trzeci to dopiero będzie zabawa!

Ten rok studiów minął mi tak szybko, że nawet nie wiem kiedy to się stało. Przecież dopiero panikowałam przed moim pierwszym dniem, a teraz mam już wakacje! Mimo że nie było mi łatwo i miałam chwile, kiedy jedyne czego chciałam, to rzucić to wszystko i wrócić do Polski, to zdecydowanie cieszę się, że zdecydowałam się tutaj studiować.

wtorek, 30 maja 2017

London - expectations vs. reality

London - expectations vs. reality
Londyn był moim marzeniem od początku gimnazjum. Zawsze wyobrażałam sobie, że moje życie w nim byłoby proste, bez stresu, pełne przygód i ekscytacji. To nie nudna, szara, polska rzeczywistość. To LONDYN. Dlatego nawet długo się nie zastanawiałam aplikując tutaj na studia. Przeprowadzka do innego kraju trochę mnie przerażała, ale przeważała radość, że wreszcie uciekam z mojej małej miejscowości do miasta, w którym czeka mnie lepsze życie. Nie musiałam długo czekać na to, aby wszystkie moje wyobrażenia zostały zrównane z ziemią.




1. Mieszkanie



Najczęściej można się tutaj spotkać z wynajmowaniem pokoju. W moich okolicach (6 strefa) jest to jakieś 150 funtów za pokój dla pary i jakieś 100-110 funtów za jedynkę na tydzień, które oczywiście wymiarami nie powalają. (Dla porównania, w Szkocji miałabym za taką cenę własne mieszkanie z 2 sypialniami). Początkowo było mi się strasznie trudno przyzwyczaić do mieszkania z innymi ludźmi, których nawet nie znam, a w przypadku gdy była to rodzina, czułam się, jakbym była intruzem w ich życiu. Niestety, wynajmowanie studio flat byłoby dla mnie zbyt kosztowne, zwracając uwagę na to, że jako student poniżej 21 roku życia, nie zarabiam kokosów. Z czasem się przyzwyczajam, ale jestem pewna, że gdy tylko skończę studia, to wyprowadzę się do miasta, gdzie będzie mnie stać na własne mieszkanie, którego nie będę musiała dzielić z obcymi. W dodatku domy tutaj są malutkie (przynajmniej dla mnie) i połączone z każdej strony z innymi, a że ściany nie są grube, to możecie usłyszeć rozmowy czy muzykę swoich sąsiadów.





2. Praca


Przez pierwsze kilka miesięcy w Anglii, było mi bardzo trudno ze znalezieniem pracy. Nie mogłam znaleźć żadnej, która pasowałaby do mojego planu zajęć, pracodawcy wymagali doświadczenia, którego nie miałam, albo byłam zbyt nieśmiała, żeby nawet zaaplikować. Oczywiście, jeśli macie doświadczenie, które zdobyliście w Polsce, to też dużo Wam nie da. Ludzie przeważnie zwracają uwagę na osoby, które mają już doświadczenie w pracy w Anglii. Istnieje tutaj też coś takiego, jak najniższa krajowa stawka dla danych grup wiekowych, od której zaczyna się w większości miejsc i jeśli nie macie dużej ilości godzin, to może być trudno z utrzymaniem się. Ja przez cały drugi semestr pracowałam na pełen etat, w tygodniu miałam jakieś 35 godzin i mówiąc szczerze, momentami było mi bardzo trudno. Nie miałam czasu na nic, tylko uniwersytet i praca, szczególnie kiedy przyszedł czas egzaminów, a ja nie miałam nawet kiedy się uczyć. Robiłam to albo wcześnie rano, albo po powrocie z pracy w nocy. Oczywiście dzięki tej pracy, nie miałam praktycznie czasu zwiedzić Londynu i często nie było mowy nawet o wyjściu ze znajomymi, bo byłam albo wykończona po pracy, albo zbierałam się, żeby do niej pójść.




3. Koszty życia



U mnie podstawowe koszty życia składają się na: opłaty za pokój, oyster card, jedzenie. Za pokój zazwyczaj płaci się tygodniowo. U mnie jest to akurat 75 funtów, bo mieszkam razem z chłopakiem i dzielimy cenę na pół. Oyster card, czyli przepustka do transportu, płaci się nią w autobusach, w metrze itd. Można ją doładowywać dowolną kwotą albo wykupić tygodniowy/ miesięczny bilet w wybranych strefach lub na autobusy i tramwaje. Studentów +18 obejmuje zniżka 30% na sezonowe bilety ze specjalną oysterką, którą można zamówić ze strony Transport For London za opłatą 20 funtów. Ja zazwyczaj wykupuję tygodniowy bilet na autobusy, za który płacę trochę ponad 14 funtów. Oczywiście, jeśli ktoś znajdzie mieszkanie blisko kampusu i pracę również w najbliższej okolicy, to koszty za transport maleją. Jeśli chodzi o jedzenie, to bywa różnie, bo zakupy robię ja albo mój chłopak, ale tygodniowo płacimy około 30 funtów z mięsem, owocami, warzywami i wszystkimi podstawowymi rzeczami, których potrzebujemy.



4. Rozrywka 


Przed wyjazdem byłam jak: aaAaA! W Londynie można robić tyle rzeczy wieczorami, nigdy nie będę się nudzić! I oczywiście masa koncertów, na które pójdę! TAAAK!

W rzeczywistości nie mam na nic czasu, bo cały czas jestem w pracy. Mam tylko jeden dzień wolnego, ale to oczywiście bardzo mało i praktycznie nic nie da się ogarnąć w tym czasie. W weekendy czasem zaczynam późnym popołudniem, a kończę koło 12 w nocy, więc kluby nocne odpadają, a przed pracą nie zapuszczam się nigdzie do centrum, bo metra są zawalone ludźmi, tak samo jak wszystkie ciekawe miejsca.
Jeśli chodzi o koncerty, to rzeczywiście jest ich bardzo dużo i praktycznie każdy artysta ma swoje show w tym mieście, więc nie mam na co narzekać. Jedyny minus jest taki, że zainteresowanie jest ogromne i bilety bardzo szybko się wyprzedają, więc trzeba być szybkim, sprytnym i polować!


Londyn nie spełnił do końca moich oczekiwań. Życie tutaj bywa ciężkie, przynosi mi dużo stresu, czasem mam dość tego miasta i chcę wrócić do domu. Jednak nie poddaje się! W końcu to było moje marzenie i nie pozwolę, aby kilka przeszkód mi to wszystko zniszczyło. 😄


Jeśli ciekawią Was jakieś inne koszty/ sprawy, to piszcie śmiało w komentarzach!

Gabi, x

Copyright © 2014 �� , Blogger